Pomijając, że dziś film trąci myszką to ogólnie zamiast straszyć jest zwyczajnie groteskowy. Nicholson jest genialny, ale reszta obsady... Czytając "Lśnienie" wyobrażałem sobie Wendy jako wrażliwą, trochę zalęknioną kobietę, tymczasem w wersji Kubricka wygląda ona na przerażoną i (bez obrazy) upośledzoną. Skutek taki, że trudno poczuć empatię do tej postaci. Książkowy Halloran jest ciepły i serdeczny, Kubrick spreparował postać starca, który jakby nie wiedział co się wokół niego dzieje. Bardzo dobrze wyszedł nastrój agorafobicznego lęku w ogromnym, pustym budynku, ale co z tego, kiedy książkowy hotel, który sam w sobie był potworem tutaj jest zaledwie martwym rekwizytem; zakurzonym zamczyskiem z kiepskiej bajki. Brak w tym filmie pasji (nic dziwnego, że gdzieś uciekła przy tylu dublowanych scenach). Złota malina niestety zasłużona, a większość z tych, którzy dziś piszą o arcydziele piszą tak pewnie, ponieważ nie wypada inaczej. Król jest nagi, a "Lśnieniu" przydałby się porządny remake, żeby poprawić to co Kubrick ewidentnie spieprzył. Słaby film plus dwie gwiazdki za Nicholsona.
Każdy ma swoje zdanie ale już mam dość komentarzy osób którym się nie podobał którzy ciągle powielają zdanie "film jest uwielbiany bo reżyser jest uważany za geniusza". I to nie tylko o "lśnieniu".
" I na tym kończy się ich opinia."
I naprawdę. Na temat "lśnienia" napisano już wiele recenzji argumentujących dlaczego film jest świetny (np.Caliguli czy nawet w tym temacie przedstawiono wiele argumentów). Nie tylko na filmwebie a ty piszesz jakby nigdy nikt nie napisał dlaczego ten film jest wielki.
" Nie tylko na filmwebie a ty piszesz jakby nigdy nikt nie napisał dlaczego ten film jest wielki. " . I tym potwierdziłeś moją opinie. Ktoś napisał, że film jest "wielki" i trzeba go tak traktować.
Nie jestem znawcą kina, i uważam że na filmwebie nie przewyższają oni liczby użytkowników, od przeciętnego "Janusza". I jak czytam, że właśnie taki "Janusz" , który ocenia tandetny film na arcydzieło tylko dlatego że były "cycki", wystawia Lśnieniu 10 bo przeczytał , ze to Kubrick który jest legendą, no to ciężko mi brać to na poważnie. W poprzedniej wypowiedzi, wrzuciłam wzzystkich do jednego worka, a chodziło mi o tych, o których napisałam powyżej.
Nie podobało mi się zobrazowanie rozmów Danny'iego z jego 'przyjacielem' , to było śmieszne (a chyba nie taki był zamysł). Do tego miałam wrażenie, ze Wendy ma sraczkę a nie, że jest przerażona.
" I tym potwierdziłeś moją opinie. Ktoś napisał, że film jest "wielki" i trzeba go tak traktować. "
Niby gdzie? Przecież chodziło mi że już wiele razy uzasadniono dlaczego film ma taką pozycję a nie że masz go traktować za wielki tylko skończcie z tym oklepanym argumentem "bo ktoś napisał i wszyscy go tak traktują". Traktuj go jak chcesz.
Czy gorszą to kwestia opinii. Moim zdaniem jest mocno średnia, ale znam takich, którym się podobała, i którzy gardzą filmem Kubricka. Tak jak napisałem w głównym komentarzu przydałby się porządny remake. Ciekawe jak zrobiłby to na przykład Aronofsky? Albo Fincher?
To zależy. Ja w wersji Kinga nie widziałem akurat nic ciekawego. Kilka straszaków, a tak to cały film wydaje się być przegadany. Co chwila rozmowa o czymś, co nie jest ważne i nie wpływa na fabułę - ogólnie nuda. To coś w wannie było fajne, ten wąż jak wyskoczył to można było się wzdrygnąć, ale nic więcej mocniejszego nie było. Niby widać, że jakieś duchy są w tym miejscu - drzwi się otwierają i zamykają, hałasy itp. Ale tamci sobie siedzą i nic ich to nie obchodzi :D Postać Jack'a jest jedynie lepiej zrobiona, bo przynajmniej tu widać, jak się zmienia.
czytałam Lśnienie ale książka mnie mocno znudziła, film od niej odbiega ale jest ciekawy i trzyma w napięciu. książka mnie nudziła niemilosiernie, zamiast horroru czy jakiegoś napięcia to masa psychologii- relacje Wendy z matką, relacje Jacka z ojcem, problemy Jacka w poprzedniej pracy jak pobicie ucznia, które w ogóle nie mają wpływu na fabułę ( co to ma wspólnego z duchami z hotelu? wystarczyłaby krótka informacja że stracił pracę i musi szukać nowej a tu cała historia doklejona do jego zwolnienia ze szkoły) nic nie wnoszą do akcji, tworzą jedynie dłuzyzny. co to ma wspólnego z horrorem czy grozą nawiedzonego miejsca. albo opis jak Jack poszedł kupić batonik, na poczatku książki, rozwleczony retrospekcjami z jego życia na 3 strony.
Od pierwszego zetknięcia z prozą Kinga ( opowiadanie "Nona", które przeczytałem prawie 30 lat temu) urzekła mnie umiejętność budowy psychologii bohaterów jego książek. W "Lśnieniu" nie jest inaczej. Problemy Jacka, relacje Wendy z matką itd. mają istotny wpływ na fabułę. Hotel czerpie siłę z ich psychicznych słabości. Pobicie ucznia, na przykład, ujawnia skłonność do przemocy wobec dzieci, nie dziwi więc agresja Jacka wobec syna. "Musisz mnie słuchać, bo zrobię ci krzywdę" - pijany Jack staje się niebezpiecznym despotą. Gdyby King bazował na płytkich schematach: zło - dobro, bez szukania przyczyn owego zła lub dobra w rzeczywistości, nie byłby tak dobrym i znanym pisarzem. Dla mnie to nie są dłużyzny, lecz najlepsze cechy jego twórczości. Tymczasem Stanley Kubrick pokazał, że ma to w dupie i że może zrobić to lepiej. Niestety lepsze jest wrogiem dobrego.
Właśnie warstwa psychologiczna ksiązki jest istotna. Alkoholizm Jacka jest tak naprawdę podwaliną całej fabuły, a to plus problemy rodzinne powodem, dla którego hotelowi udaje się faceta opętać.
Tylko w ten sposób można zbudować wiarygodną historię - a King mistrzowsko maluje tło. Postacie Kinga nigdy nie są jednowymiarowe czy płaskie - takie postacie nigdy nikogo tak naprawdę nie obchodzą. Gdyby wywalić to, o czym mówisz, powstałaby kolejna sieczka Mastertona.
Należę do fanek Kinga a niekoniecznie Kubricka.
Czy ja wiem, czy "Lśnienie" trąci myszką?Oglądałam już wiele razy i z czasem dzieje się tak, że w pozornym arcydziele dostrzega się też minusy.Człowiek nabiera dystansu, przygląda się bardziej krytycznie i z każdej strony porównuje.
Masz też sporo racji, choć uważam , że dzieło Kubricka jest rewelacyjne.
Porównuję "The Shining" do "Carrie" De Palmy.Wrażenia zupełnie inne, jednak wyraźnie brakuje mi tu "czegoś".Przede wszystkim zachwytu i odczuć związanych z seansem.
Napewno jest filmem znanym, rozreklamowanym bardzo.Celowo mocno "przerysowane" postacie i muzyka.Dzwięk razi i mierzi.
Aktorstwo tu bardzo karykaturalne jest mocną stroną.To chyba najlepsza rola Nicholsona, jaką dane mi było oglądać.
Fatalne atrapy hotelu.Nie wspominam już o zmianach scenariusza, bo jak Kubrick chciał , tak zrobił wszystko "po swojemu".Najmocniejszy zarzut-magia związana z telepatią tak mocno dostrzegalna w twórczości Kinga-tu gdzieś uleciała.
Z drugiej strony mamy też plusy i nie skupiałabym się wyłączenie na fabule, ale na wrażeniach wzrokowych właśnie."Goniąca" kamera nadaje obrazowi dynamiki, kolory, faktury, wzory, piękne zdjęcia.To wyrafinowana zabawa kliszami, światłem, dzwiękiem.Kubrick jest chyba bardziej wzrokowcem, niż analitykiem , jak De Palma.
"Lśnienie" oglądane za pierwszym razem straszy, potem już nie.Zazdroszczę każdemu, kto ogląda "The Shinning" po raz pierwszy, ale za drugim , czy kolejnym razem też można coś ciekawego dostrzec.
Nie jest kłopotliwe, choć zdaje mi się jednak, że wyczerpałam ostatnio, ten temat.
?
Przecież ty piszesz o jakichś " atrapach", ja tylko chcę ustalić, co masz na myśli - bo w filmie nie znajduję niczego, co pasuje do tego określenia.
Możemy w końcu przejść do meritum?
Pod względem osobistym kłopotliwe wydaje się być "wałkowanie", tego tematu.Wnoszę sprzeciw, panie prokuratorze.Nie udzielam dalszych wypowiedzi, bez obecności mojego adwokata.
Czyli - podsumowując jednym słowem - wodolejstwo. Mogłaś od razu napisać, że nie bierzesz odpowiedzialności za własne opinie.
Książki nie czytałem, ale film zawiódł także i mnie. Tak czy owak, polecam film "Pokój 237" - przedstawia kilka interpretacji dzięki którym można poczuć satysfakcję z obejrzenia "Lśnienia".
Tak, cały czas są fragmenty filmu. Nie ma jednak cytatów z książki. To dokument o adaptacji Kubricka. Jeżeli jednak oczekujesz jakichś wskazówek odnośnie powieści, myślę (choć nie dam sobie ręki uciąć, bo nie czytałem oryginału i nie wiem o ile różnią się te dwa teksty), że takie też możesz znaleźć. Jest między innymi zinterpretowane znaczenie tytułowego "pokoju 237" dla całej opowieści. Ale wszystko głównie bazuje na tym, co pokazane zostało w filmie.
Nie wiem jakie możesz uznać za oczywiste, a także nie pamiętam każdej dokładnie - obejrzyj film sam.
Tak jest jak się czyta gnioty marnych pisarzy, a później się jedzie po filmie bo nie potrafi zrozumieć, że:
a) Film to dzieło zupełnie od książki oddzielne
b) Twoja wizja nie jest jedyną słuszną
c) Twórca filmu nie jest od tego, żeby trafiać w twoje wyobrażenia, ani nawet od tego żeby wiernie odwzorowywać to co było w książce (wtedy wszelkie ekranizacje byłby niemal zbędne przecież), tylko realizuje własną wizję i wprowadza zmiany jakie uznaje za słuszne i potrzebne i nie ocenia się czy coś się różni od książki i na ile, tylko ocenia się dzieło filmowe samo w sobie, zupełnie od książki oderwane, bo patrz punkt a).
Wszystkie twoje argumenta opierają się wyłącznie na "w książce było inaczej", co nie jest zupełnie argumentem z dziedziny filmu czy sztuki filmowej. Wróć ja nauczysz się mówiąc o filmie mówić o nim, a nie o jakimś zupełnie innym tworze. Tak naprawdę książkowy pierwowzoru przesłania ci cały film, co świadczy o tym, że nie jesteś gotowy na obiektywną ocenę filmu, jesteś słabym zawodnikiem. Następnym razem nie oglądaj filmów których czytałeś literackie pierwowzory, nie nadajesz się do tego.
"...gnioty marnych pisarzy..."
Czy uważasz, że mistrz horroru Stephen King jest "marnym pisarzem" a jego dzieła, to "gnioty"?
Pod jakim względem jest marnym pisarzem?
Mistrzem horroru to on jest takim jak mistrzowie B klasy są mistrzami piłki nożnej, absolutnie drugoligowe pisarstwo dla nastolatków nie może być mistrzostwem. Jest masa ciekawszych pisarzy którzy parali się tym gatunkiem.
Natomiast dlaczego jest kiepskim pisarzem? W Polsce tłumacze muszą poprawiać styl Kinga, bo bezpośrednio wytłumaczone powieści są po prostu kawałkiem gówna napisanym przez kogoś kto się 30 lat nie potrafi nauczyć jakiegokolwiek stylu. Historie które opowiada są zwyczajnie głupie, zupełnie nie trzymają się kupy, bohaterowie zawsze są zbudowani według tej samej niezbyt świeżej kalki, a fabuły przewidywalne. King to literatura do magla, nic więcej.
Nie zamierzam wdawać się z tobą w pojedynek na inteligencję.Nigdy nie atakuję bezbronnego.
Wybacz, ale książka trzyma klimat i atmosferę napięcia od początku do końca. Psychologia postaci jest bardzo rozwinięta i widać jej budowanie wraz z fabułą. Film jest ogólnie niezły, ale w porównaniu z powieścią wypada blado. Zobacz na Skazanych na Shawshank czy Misery. To są świetnie stworzone filmy, które nie upraszczają. Zmieniają kilka kwestii, niektóre rozbudowują, niektóre pomijają, ale nadal te filmy pokazują sens i główną linię fabularną powieści (opowiadania). Lśnienie natomiast upraszcza wszystkie wątki. Podróż Halloranna jest pokazana jak zwykła droga przez ośnieżoną drogę, podczas gdy w powieści, droga ta jest przeprawą prawie niemożliwą. Dany jest w filmie przedstawiony jako niezbyt rozgarnięte dziecko, z początkami autyzmu, w książce było to bardzo inteligentne dziecko, zbyt dojrzałe jak na swój wiek. Relacja ojca z synem była przedstawiona genialnie.
Skoro Kubrick rezygnował z aspektu nadprzyrodzonego, to po co dodawał aspekt "jaśnienia"?
Jack tutaj jest alkoholikiem, któremu odbiło. Ot i tyle. Duchy i "redrum" (wątek całkowicie spłaszczony), są tu tylko autystyczną halucynacją dziecka. Film, gdyby nie bazował na powieści, byłby świetny. Genialnie nakręcony, zagrany, zmontowany, ale jeśli używa tytułu powieści, to nie można go oceniać bez patrzenia przez pryzmat książki. Gdyby nazwał go Overlook i tylko w napisach wspomniał że film powstał na motywach powieści Kinga, to nikt by nic doń nie miał.
"Film, gdyby nie bazował na powieści, byłby świetny. Genialnie nakręcony, zagrany, zmontowany"
Jedyne istotne zdanie w całej wypowiedzi. Zmiany w stosunku do książki są najwyżej ciekawostką, jeżeli dla kogoś argumentem jest "bo w książce było inaczej", to powinien jednak zastanowić się o czym rozmawia, o książce czy o filmie.
Książka ma z 500 stron, nie da się w filmie pokazać wszystkiego, więc obiera się pewną wizję i tyle. A, no i Kubrick jasno nie zrezygnował z aspektu nadprzyrodzonego, interpretacja ze zwykłym świrowaniem jest jedną z możliwych i do tego nieco dziurawą (lodówka, zdjęcie).
Nie są ciekawostką. Gdyby film nie występował pod tytułem książki, można by to tak traktować, ale tak nie jest. Zmiany są znaczne i zmieniają nie tylko linię fabularną, ale również główne przesłanie.
Ciekawostką można nazwać fakt, że "Skazanych...", w opowiadaniu Red był Irlandczykiem, zaś w filmie jest murzynem, albo fakt że postać dyrektora w książce nie istniała. Ciekawostka to Misery i książkowe odcinanie stopy a filmowe jej miażdżenie. To są ciekawostki. Nie można nazwać ciekawostką faktu, że Kubrick ominął takie fakty jak przeszłość Jacka czy historia Hotelu. Warstwa fabularna została całkowicie zmieniona. Z bohaterów zostały tylko imiona i niektóre cechy.
Film bardzo dobry, ale jako rozpatrywany poza książką. Natomiast tutaj nie można oceniać tego dzieła, bez odniesienia się do pierwowzoru, gdyż korzysta z tytułu bestselera, zatem film zyskiwał również na sukcesie książki.
I nie mogę się z Tobą, do końca, zgodzić, że nie można pokazać wszystkiego. Owszem, w filmie konieczne są pewne uproszczenia, gdyż jest to zupełnie inny środek artystyczny niż słowo pisane, jednak można to zrobić w sposób, który nie zmienia warstwy fabularnej pierwowzoru. Popatrz na "Potop". Jest tylko kilka rzeczy opuszczonych czy zmienionych, jednak nadal główna linia fabularna się nie zmienia. Popatrz na wspominaną Misery (żeby pozostać przy Kingu). Jest wiele uproszczeń, lecz sam trzon pozostał niezmieniony. Nadal mamy pisarza z połamanymi nogami, który tworzy dzieło na zlecenie Amy. Nadal mamy pokazaną paranoję i sadyzm antagonistki. Mamy bezradność i spryt głównego bohatera. Jak widzisz, da się to zrobić. Kubrick miał zupełnie inną wizję i inny zamiar. Jednak skoro tak, to rozsądniejsze winna być zmiana tytułu na taki, który nie powodowałby bezpośredniego porównywania z powieścią.
To trochę tak, jakby ktoś sfilmował "Pana Mercedesa" i zamiast świra wprowadził postać islamskiego terrorysty (bo na czasie). Niby podobne, ale tytuł już nie pasuje.
Są ciekawostką, bo tytuł nie oznacza, że jest to dzieło w jakikolwiek sposób tożsame. To są inne dzieła, ich zbieżność jest nieistotna dla oceny filmu.
"I nie mogę się z Tobą, do końca, zgodzić, że nie można pokazać wszystkiego"
Na pewno nie w każdym przypadku. W przypadku Lśnienia mamy w książce:
-pełno rzeczy z wnętrza bohaterów
-żyjący hotel (dosłownie), którego stworzenie przekraczało możliwości techniczne twórców.
i tego nie dało się pokazać, a to istotne rzeczy, więc trzeba było fabułę przemodelować, ale to że istnieją różnice między fabułą książki a filmu, nie oznacza, że film jest gorszy, tylko jest inny.
Potop to powieść natomiast bardzo filmowa- jest w niej akcja, romanse i to tyle, dylematy moralne zarysowane są bezpośrednio czynami bohaterów, a objętość książki jest osiągnięta głównie przepastnymi opisami przyrody, a i tak mimo tego film trwał koło 4 godzin.
"Kubrick miał zupełnie inną wizję i inny zamiar"
I odmawiasz mu prawa do posiadania własnej wizji, tylko dlatego, że akurat film ma taki, a nie inny tytuł? Jak można tytuł brać pod uwagę przy ocenie filmu?
"Duchy i "redrum" (wątek całkowicie spłaszczony), są tu tylko autystyczną halucynacją dziecka"
Skoro tak, dlaczego widzą je Jack i Wendy? I dlaczego Halloran również "lśni"?
Nawet Nicholson nie uratował tego filmu, choć jego gra aktorska świetna.
Efekty muzyczne powstały chyba nagrywając gwizdek czajnika, strasznie drażniące, jednocześnie według mnie w ogóle nie tworzyły atmosfery. Dawane były w złych momentach. W sytuacjach gdy nic się nie działo próbowano robić jakimiś średniej klasy efektami dziwne napięcie, ale to nie wyszło. Wydaje mi się, że nawet horrory klasy "B" mają lepiej stworzone napięcie i są straszniejsze.
Sceny z dziewczynkami też słabe. Film ogólnie jest nieciekawy. Należę do młodego pokolenia i starałem się wybaczać trochę gorszą jakość nagrań i jednocześnie nie podchodzić z uprzedzeniem do tego filmu, jednak wynik jest taki, że mi się nie spodobał.
Historia rzeczywiście nie była zła, ale wyszła karykaturalnie. Nie wystarczy wziąć byle jaką historię i coś tam nagrać. Potrzeba stworzyć w dobrych miejscach napięcie, całym dziełem atmosferę, dograć najmniejsze szczegóły, aby twór dało się nazwać świetnym. King to robi i dlatego ma tak dużo fanów. A tu mamy pokazaną matkę, bez jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego wyglądającą głupio. Do tej pory nie wiem czy reżyser chciał nam przekazać tę postać jako osobę niezrównoważoną psychicznie, czy po prostu działającą nieracjonalnie kobietę. Zarówno jeden, jak i drugi obraz nie wyszedł. Nie rozumiem średniej oceny tego filmu.
Wyjąłeś mi to z ust! A ja myślałem, że tylko mi na całym świecie nie podobał się ten film...