To, co miało posłużyć jako największy atut dzieła, szybko stało się jego przekleństwem. Wcale nie trzeba być wykształconym docentem politologii, by zauważyć, że autor swoim filmem wyważa otwarte drzwi. Wbrew zapowiedziom projekt przypomina sklejoną na ślinę kompilację wystarczająco nagłośnionych afer rodzimej sceny politycznej (i to na ogół dosyć nieświeżych, bo sprzed dwóch czy trzech lat), zbitkę wyeksploatowanych newsów, dowcipów, plotek i domysłów, mającą na celu sprowadzenie poruszanej problematyki do niebywale płytkiej konstatacji.
więcej